Leniwe lato i jajka w koszulce

Kolejny tydzień wakacji za nami, a u nas nic ciekawego się nie dzieje. Zastanawiam się czy pojedziemy z Tatą Kogutem i Gałązką na Pol’and’Rock (Dusiolek nie chce jechać z nami, chyba chce skorzystać z wolnej chaty), bo coś temat ostatnio ucichł. Jeszcze nigdy nie było mi dane być na tym festiwalu, a marzę o tym od kiedy miałam naście lat. Zobaczmy czy tym razem się uda. Trochę martwię się jechać z dwulatką, zastanawia mnie ile będę miała możliwości, aby dobrze się bawić, a nie zajmować się rozhisteryzowaną bestią 👹.

Poza codziennymi sprawami jak sprzątanie, gotowanie, zakupy, lekarze, to totalna szara codzienność, o której nikt nie chce czytać 😉. Ale może to i lepiej, bo gdyby miały się przytrafiać jakieś niezbyt miłe sytuacje, to na pewno nie byłabym zadowolona. A tak to płyniemy sobie powoli w kierunku września i dużych zmian w naszym uporządkowanym życiu.

Od dawna bardzo ciekawiły mnie jajka w koszulce, których nigdy nie kosztowałam. W końcu odważyłam się je przygotować, no nic, najwyżej będziemy kilka jajek do tyłu. Ale okazało się, że nie jest to takie trudne i mimo iż nie wyglądają jak należy, przygotowałam dwa na kolację. W smaku bardzo dobre i żółtko pysznie płynne. Kto nie robił, niech koniecznie spróbuje. Ja, jakżeby inaczej, korzystałam z filmiku instruktażowego na YouTube Tomka Strzelczyka.

Moje pierwsze jajko w koszulce

A jeśli już mowa o innej osobistości związanej z kuchnią, to ostatnio znowu zaopatrzyłam się w “Vivę!”, gdzie można było znaleźć wywiad z moją ulubienicą, Magdą Gessler. Bardzo lubię tę kobietę, podziwiam jej umiejętności kulinarne, poczucie smaku i odwagę, nie tylko w kuchni. Z przyjemnością czytałam jej biografię, poznając historię życia, a teraz z ciekawością sięgnęłam po wywiad. Wiem, że wielu ludzi nie przepada za panią Magdą, ale dla mnie jest postacią, która żyje po swojemu, jakże inaczej niż większość ludzi – kolorowo, z życzliwością, bez strachu. Chciałabym chociaż w małym stopniu posiadać jej cechy.

Kura Domowa czyta “Vivę!”

W sobotę udaliśmy się świętować pierwszą rocznicę ślubu chrześnicy Taty Koguta i zostaliśmy aż do 22:00. Gałązka jeszcze nigdy nie miała okazji imprezować do tak późnej godziny, ale dobrze to zniosła. Czekała nas półgodzinna droga powrotna, więc poprosiłam moją drugą połowę, aby założył córce pieluszkę, bo gdyby zasnęła w aucie, po przyjeździe bez budzenia przeniosłabym ją do łóżka. A Tata na to czy założyć ją na majtki 😂. Naprawdę, tylko mój partner mógł o coś takiego spytać. Oj, chyba za mało czasu spędza z Gałązką.

Na koniec pokażę wam efekt mojego piątkowo-sobotniego sprzątania po 5 minutach od powrotu dziewczyn do domu 🤦‍♀️. Czy u Was salon też wygląda jak sala przedszkolna?

Po godzinie wyglądało jeszcze gorzej

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *